sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 1.

"To nadchodzi falami,
Zamykam oczy.
Wstrzymuję i oddech
I pozwalam, by mnie pogrzebało.
Nie czuje się dobrze,
I wcale nie jest w porządku"

Bring Me The Horizont - Drown



- Poradzisz sobie? - spytała ją z niepewnością.
- Tak, Nina, poradzę sobie. - odparła kobieta, uśmiechając się do dziewczyny, ale po chwili spoważniała. - Pytanie, czy ty dasz radę.
- Jak zwykle. - odpowiedziała pewnie. Spojrzała na zegarek. - Marto, zaraz masz samolot! - poinformowała ją z niepokojem Nina.
- Spokojnie, dziecko. - uspokoiła ją Marta i przytuliła dziewczynę. - Jesteś silną, młodą dziewczyną i wierzę, że uporasz się ze wszystkimi przeciwnościami losu. - wyszeptała jej do ucha i wypuściła blondynkę z objęć, aby wziąć bagaż.
- Do zobaczenia, Marto.
- Do widzenia, Nino. - ostatni raz spojrzała na młodą Ciszewską i kobieta zniknęła jej z pola widzenia wtapiając się w tłum ludzi.
Nina nie stała dłużej w miejscu, tylko ruszyła szybko do wyjścia z lotniska. Omijała wszystkich z zawrotną prędkością, chcąc jak najszybciej znaleźć się w samochodzie. Czuła na sobie wzrok ludzi, którzy obserwowali jak wsiada do czarnego auta z przyciemnianymi szybami, niczym gwiazda filmowa. Brakowało tylko czerwonego dywanu i błysku fleszy.
Znajdując się bezpiecznie na czarnej skórze siedzenia, dziewczyna zacisnęła mocno powieki. "Jesteś silną, młodą kobietą" - chodziły jej po głowie słowa Marty, ale to nie była prawda. Czuła się bezradna na wszystko, co ją otaczało. Wyjechała najbliższa jej osoba w dotychczasowym życiu. Dałaby wiele, aby siostrzenica kobiety nie była poważnie chora i ona sama nie została zmuszona do natychmiastowych odwiedzin rodziny.
Samochód ruszył dalej, a Nina Ciszewska nadal stała w miejscu, nie chcąc zostawiać przeszłości.
W budynku, w którym mieszkała od dłuższego czasu, znalazła się kilkadziesiąt minut później. Od razu udała się do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. Założyła słuchawki i puściła muzykę, skupiając się na tekstach. Starała się zapomnieć o zbliżających się wydarzeniach, ale torba i walizka przy wyjściu nie pozwalały jej za bardzo. Zamknęła oczy, ale tym razem łzy popłynęły. Wytarła je wierzchem dłoni, ale one nadal leciały. Ukryła twarz w poduszce, chcąc zagłuszyć swój szloch. Bezsilność ponownie dała o sobie znać.
Spojrzała na kalendarz i znowu zaszlochała. Jutro miała się zmierzyć z nową rzeczywistością. Miała się znaleźć pośród nowych ludzi i spędzić z nimi najbliższe dwa tygodnie.
Wiedziała, że nie będzie tęsknić za tym miejscem, tylko za Martą. Kobietą, która od razu zastąpiła jej matkę. To ona nauczyła ją, co to znaczy "kochać", pokazała jej prawdziwe znaczenie tego słowa. Oprócz miłości, dała jej poczucie bezpieczeństwa. Pomimo przeszłości nadal czuła się bezpiecznie w jej ramionach. Nieraz żałowała, że to nie ona jest jej matką. Sama Marta nie miała dzieci, bo jak twierdziła nigdy nie spotkała swojego księcia z bajki. Nina czuła, że z nią będzie podobnie. Nikt nie będzie chciał ją kochać, a na pewno być z nią. Nawet jeśli spotka tego jedynego, to była pewna, że nawet nie spojrzy na nią. Blond, lekko kręcone włosy opadały jej luźno do ramion, błękitne oczy były identyczne jak u miliony innych osób, a jej twarz nie wyróżniała się niczym szczególnym, oprócz częstych rumieńców na policzkach wywołanych skrępowaniem. Była chuda i wysportowana, co nie podobało jej się, ale nie robiła nic w tym kierunku. Próbowała siebie zaakceptować, ale za każdym razem gdy patrzyła w swoje odbicie, wiedziała, że się nie uda. Może nawet udałoby się to Ciszewskiej, gdyby nie wydarzenie sprzed pół roku, które nawiedzało blondynkę w snach. Które zmieniło jej życie.
Nazajutrz punktualnie o siódmej rano wstała, a raczej jej budzik wstał, bo ona podniosła się z łóżka piętnaście minut później. Gdy zeszła na dół, czekało ją bogato przygotowane śniadanie, a w jadalni krzątała się Katarzyna. Nina cicho westchnęła i usiadła przy długim stole, z którego ona jedynie korzystała, choć mogło co najmniej dwanaście osób.
- Dzień dobry, Kasiu. - wymusiła uśmiech na swojej bladej ze stresu twarzy.
- Witaj, panienko. - przywitała się jak zwykle kucharka. Pracowała ona tymczasowo, podczas gdy Marty nie było przy niej. - Przygotowałam ulubione panienki jajka sadzone, świeże, zapewniam panienkę...
- Mówiłam, że nie musisz mi robić śniadania, bo sama doskonale umiem.
- Panienki rodzice się martwią i mnie zatrudnili tu, aby panienka się dobrze odżywiała, a nie jakimiś śmieciami. - prychnęła kobieta powracając do gotowania. Całą wypowiedź Katarzyny, Nina skomentowała ironicznym uśmiechem, bo po raz kolejny słyszała to samo kłamstwo.
Zamiast skupiać się na tym, zajęła się swoim śniadaniem. Jak zwykle było pyszne, ale blondynka chciała raz zrobić coś samemu. Nigdy jednak do takiego czegoś tutaj nie doszło.
W połowie jedzenia przerwała je i zapytała kucharkę:
- Kasiu, czy rodzice mówili coś na temat transportu?
- Tak, mówili. - odparła kobieta. - Pan Edward przyjedzie o ósmej, by zabrać panienkę. Prosił, aby panienka bagaże postawiła przy wyjściu, a on wszystko zapakuje.
- Dziękuję, Kasiu, ale już więcej nie zjem. - na wspomnienie wyjazdu Ciszewskiej odechciało się wszystkiego i jednego, czego chciał jej żołądek to zwrócić całe jedzenie.
- Ale panienka zawsze zjada całość! Czy mam następnym razem robić mniejszą porcję? - zmartwiła się Katarzyna, według Niny, niepotrzebnie.
- Przepraszam. - szepnęła cicho, czując, że się rumieni i szybko pobiegła na górę do pokoju.
Gdy się tam już znalazła, sięgnęła po sprzęt, który zaniosła na dół oraz bagaże, z którymi postąpiła podobnie. Szybko się ubrała, zostawiając jak zwykle włosy luźno i jedyne co jej pozostało, to czekać na kierowcę.
Wkrótce zabrzmiał dzwonek, symbolizujący przybycie pana Edwarda. Blondynka niechętnie zeszła z łóżka i udała się na dół. Pożegnała się z Kasią i wsiadła do auta, podczas gdy mężczyzna siłował się z jej bagażem. W końcu zadowolony wsiadł za kierownicę i ruszyli.
Jechali podziwiając w milczeniu malownicze góry. Było je widać z każdej odległości, przez co przypominały ciągle o Ninie dokąd się wybiera. Gdy wielu już myślało, że się podda, ona brnęła dalej. Wiedziała, że nie po to zmarnowała tyle lat wyrzeczeń i ciężkiej pracy, aby to wszystko rzucić i zaszyć się w swoim pokoju. Szła do przodu, co czasami nawet ją zaskakiwało. Jej upartość i pasja były zdumiewające. Jednak nie potrafiły one przyćmić strachu, jaki ją ogarniał w drodze.
Nina nie wiedziała, czego się spodziewać. Miły starszy pan objaśnił jej wszystko, ale to nie rozwiało wątpliwości. Nie miała pewności, czy ona, a szczególnie jej psychika, da radę sprostać temu, co ją czeka.
Z rozmyślań wyrwał ją głos pana Edwarda:
- Widzisz ten hotel? - spojrzał na nią przelotnie, a ona kiwnęła twierdząco głową. Widziała biały hotel ze spadzistym dachem i wieloma balkonami. - Tu spędzisz najbliższe dwa tygodnie. - oznajmił mężczyzna. - Podobno mają świetnie jedzenie. - dodał wywołując szczery, ale chwilowy uśmiech na twarzy Ciszewskiej.
Pan Edward zawsze potrafił rozbawić blondynkę do łez, ale nie dzisiaj. Na pierwszym planie był budynek, do którego się nie ubłagalnie zbliżali. Z każdą sekundą hotel stawał się większy tak, że mogła dostrzec mieszkańców wygrzewających się na balkonach. Wkrótce ujrzała też duży parking, na którym rozpakowywali się niektórzy, zapewne jej nowi towarzysze.
- Witaj w Szczyrku, Nino. - oznajmił jej kierowca, podczas gdy Ciszewska pochłaniała wzrokiem każdego człowieka na parkingu. Jak zdążyła zauważyć, większość przyjechała osobno, a niektórzy w towarzystwie swojego przyjaciela lub koleżanki. Tylko ona była ze swoim szoferem, przez co czuła się zażenowana.
- Edwardzie, czy mogę sama wyjąć sprzęt? - spytała błagalnie kierowcę.
- Dasz radę?
- Tak, robiłam to już. A jak skończę, możesz odjechać? - poprosiła cicho blondynka.
- Dobrze, Nino. - zgodził się bez wahania mężczyzna. - Baw się dobrze. - pożegnał się, gdy wysiadała z auta.
Podeszła na tyły samochodu, zakładając po drodze okulary przeciwsłoneczne. Wyciągnęła narty, torbę z resztą sprzętu i walizkę. Skończywszy, spojrzała na budynek szukając wejścia. Z ulgą dostrzegła drewniane drzwi niedaleko niej. Próbowała się tam dostać, ale szło jej to mozolnie. Nie mogła wszystkiego udźwignąć.
- Dasz radę. - mruknęła do siebie widząc swój cel co raz bliżej.
- Może ci pomóc? - usłyszała głos za sobą i tak się go przestraszyła, że cały bagaż wyleciał jej z rąk. Wielki rumieniec wpełzł na twarz blondynki, gdy odwróciła się w tył.
Przed nią stał brunet w okularach, podobnie jak Nina, z lekkim uśmiechem na ustach, niestety mocno powątpiewającym. Ciszewska cieszyła się, że ma na sobie okulary i chłopak nie widzi jak lustruje go wzrokiem. Jego mocno opalona skóra kontrastowała z jej. Jasna koszulka opinała jego tors, a krótkie spodenki ukazywały chude, równie mocno opalone jak górna część ciała, nogi.
Widząc jak chłopak zacisnął usta w cienką linię i przechylił lekko głowę w oczekiwaniu, pośpiesznie schyliła się po rozrzucane rzeczy. Brunet podążył jej śladem. Wziął narty oraz torbę, a ona swoją walizkę. Uśmiechnęła się lekko do niego, ale on tego nie zauważył. Już szedł w kierunku recepcji. Nina szybko go dogoniła i po chwili się zrównali. Gdy ponownie na niego spojrzała, był już bez okularów. Postąpiła podobnie. Widziała jego piwne oczy, które były radosne. Dało się to zauważyć na odległość.
A co on mógł wyczytać z jej oczu? Strach, niepewność, bezsilność, ból, tego była pewna. Choć miała nadzieję, że zrekompensuje się szczerym uśmiechem, który pojawił się na jej twarzy. Dasz sobie radę, pomyślała, aby dodać sobie otuchy przed najbliższymi dniami. Nie zmieniało to jednak faktu, że czuła, że będzie wszystko na odwrót.
- Idziesz? - wyrwał ją z zamyślenia głos bruneta, który zdążył podejść już do recepcji i odebrać kluczyki oraz rozpiskę. Również zbliżyła się do recepcjonistki. Ciekawe czy boli to ciągłe uśmiechanie się do klientów, przemknęło jej przez głowę, co spowodowało, że kąciki ust jej drgnęły.
- Nazwisko? - spytała uprzejmym tonem kobieta.
- Ciszewska. - odparła, zerkając kątem oka na chłopaka, który obserwował jej poczynania.
- Pani Pałasz jeszcze nie dotarła, więc tu są klucze i rozpiska dnia od trenera. - poinformowała recepcjonistka podsuwając Ninie rzeczy.
- Pomożesz mi wnieść bagaże do pokoju? - spytała cicho blondynka jej towarzysza.
- A zdradzisz mi swoje imię? - uśmiechnął się do dziewczyny, na co ona zarumieniła się jeszcze bardziej i lekko wzruszyła ramionami. - No to prowadź.
Sama za bardzo nie wiedziała, gdzie znajduje się jej pokój, ale patrząc na numerację szybko odnalazła numer. Kierując się długim korytarzem, a potem skręcając w lewo, znaleźli się pod właściwymi drzwiami, a potem w przestronnym pokoju z dwoma łóżkami, telewizorem, balkonem i średniej wielkości łazienką.
Nina odwróciła się przodem do bruneta, który się jeszcze szerzej uśmiechnął. Blondynka nawet nie wiedziała, że można tak mieć szeroki uśmiech.
- Kuba. - wyciągnął opaloną dłoń do blondynki, która postąpiła podobnie. Przy jego kolorze skóry, jej dłoń wyglądała chorobliwie blado.
- Nina. - przedstawiła się mu, wysilając się na niewielki uśmiech.
- Widzę, że pierwszy raz tutaj. - rzucił Jakub, na co Nina westchnęła.
- Aż tak to widać?
- Dziewczyno, kto przyjeżdża taki spięty na zgrupowanie, które jest najluźniejszym okresem w sezonie! Oprócz chodzenia na treningi niczego od ciebie nie wymagają. Gdybym powiedział, że jest tu samowolka, trochę bym przesadził, ale... - zawahał się na chwilę Kuba, ale szybko kontynuował. - powinnaś się czuć jak u siebie. - zakończył, nie przestając posyłać jej swój uśmiech.
Ciszewska wcale nie chciała się czuć jak u siebie. Chciała jakiejś odmiany. Nie mogłaby znieść myśli, że atmosfera jest tu identyczna jak u niej. Nie wytrzymałaby tu długo, tylko zwiała przy najbliższej okazji. Jak zawsze, zresztą.
- Jeszcze raz dziękuję, Kuba. - podziękowała blondynka, chcąc jak najszybciej zostać sama.
Chłopak wyczuł tą aluzję i jak najszybciej się ulotnił, rzucając:
- Jakby co jestem dwa pokoje dalej na lewo z moim bratem!
Pomachała mu na pożegnanie, a gdy drzwi się zamknęły, szybko usiadła na łóżku opierając się plecami o chłodną ścianę i tonąc w dźwiękach muzyki. Lubiła znajdować się w tym stanie. Wyobrażała sobie, że nic ją nie dotyczy i żyje w swoim własnym świecie snów oraz marzeń. Szybko jednak zostawała sprowadzana do teraźniejszości, nieraz w brutalny sposób.
Po pół godzinie zdjęła słuchawki i rozłożyła się na łóżku. Chciała choć trochę odespać nieprzespaną noc. Przez całe osiem godzin zastanawiała się czy słusznie postępuje. Ciągle się zastanawiała, czy dobrze robi wracając tam skąd wylądowała ponownie w apartamencie rodziców. Jednak poznając Kubę, pomyślała, że nie może być tak źle. A przynajmniej na to liczyła.
Sięgnęła po rozpiskę dnia, która nie zdziwiła ją zbytnio. Jak zwykle pobudka o ósmej, śniadanie pół godziny później, kilka serii treningów i wolne, pod koniec dnia kolacja i znowu wolne. Treść kartki nie różniła się prawie niczym od tych, które widziała w przeszłości. Bo nic się nie zmieniło. To ona się zmieniła.
"Pani Pałasz jeszcze nie dotarła" - przypomniała sobie słowa kobiety w recepcji. Wiedziała od początku, że będzie miała współlokatorkę, ale nazwisko nic jej nie mówiło. Nina miała tylko nadzieję, że będzie dało się z nią przeżyć te dwa tygodnie. A jeśli nie...
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi i słowo skierowane do niej:
- Ewa?

~*~

"Wiesz co było na początku? Na początku była ciemność. Potem pojawiły się pierwsze zwierzęta, w następnej kolejności ludzie, a kilka tysięcy lat później my. Ty i ja. Jednak u mnie nadal była ciemność. Tak było do czasu, gdy pierwszy raz Cię zobaczyłem."

- - - - - - - - - - - - - -
Jest i jedyneczka. Mam nadzieję, że choć po części Was zadowoliłam tym rozdziałem, bo mi osobiście się nie podoba. Ale jak same wiecie, początki są trudne, więc liczę o wyrozumiałość.
Bardzo proszę zostawiać linki w zakładce "Informowani", jeśli chcecie być informowane o nowościach na tym blogu. Ułatwi mi to pracę, niż szukanie ich w komentarzach.
 Do zobaczenia za dwa tygodnie!

piątek, 3 kwietnia 2015

Prolog

"Chłopiec już nigdy więcej nie płakał i nigdy nie zapomniał tego, czego się nauczył: że kochać to niszczyć i że być kochanym to zostać zniszczonym" - Cassandra Clare Dary Anioła: Miasto Kości

~*~

Z kubkiem gorącej kawy stanęła przy oknie. Jak każdego wieczoru wyglądała przez nie podziwiając polskie góry w całej okazałości.
Lubiła na nie patrzeć. Przypominały jej o przeszłości. O minionych wydarzeniach, które na zawsze pozostawią po sobie ślad. Jednak ona nie chciała o nich zapomnieć, bo to były najlepsze miesiące jej życia. Aż trudno było jej uwierzyć, że tak szybko wszystko minęło. Jak za pstryknięciem palcami. Została tylko ona pośród swoich wspomnień.
Przeniosła swój wzrok w przeciwną stronę, na swoje biurko. Przemknęła spojrzeniem po zdjęciu w ramce dwóch szczęśliwych ludzi, po stercie papier do przejrzenia, a zatrzymała się na kopercie. Taka najzwyczajniejsza na świecie, biała, nieotwarta, ze zwykłego papieru, zaadresowana do niej. Imiona, nazwisko, adres się zgadzały. Dlaczego jeszcze jej nie otworzyła?
Odstawiła kubek na skraju biurka, biorąc do ręki kopertę. Obróciła ją w dłoni szukając informacji o nadawcy, choć nie musiała. Doskonale wiedziała, kto to napisał. A nawet gdyby nie, to poznałaby autora po piśmie.
Drżącymi dłońmi otworzyła kopertę, zamykając na chwilę oczy. Policzyła po cichu do dziesięciu i wyciągnęła złożoną na pół kartkę. Trzymała ją w ręku, próbując się przełamać. Poczuła jak łzy gromadzą się jej w kącikach oczu. Dała im swobodnie spłynąć po twarzy. Nie próbowała ich ocierać. One świadczyły o jej słabości. Były dowodem na to, że jest tylko bezsilnym człowiekiem.
Z zaszklonymi oczami otworzyła kartkę, szukając daty i miejsca, czegokolwiek co by nie kazało jej jeszcze tego czytać. Nic takiego nie było, a ona musiała w końcu przeczytać treść. Powoli prześledziła wzrokiem pierwsze słowa listu, napisane tak znanym jej charakterem pisma.

~*~

"Droga, Nino"

- - - - - - - - - - - - - -
Kochane, nie wiem co robię, ale chyba odpowiedź jest prosta. Zaczynam opowiadanie o Kamilu w roli głównej! Jednak obiecuję, że pojawi się też jeden dobrze znany wam bohater, ale który nie został wymieniony w zakładce "Skrzywdzeni". Zapewniam was również, że rozdziały będą dłuższe, ale też rzadziej niż na moim pierwszym blogu (min. o Andreasie W.)
Wasz odzew pod postem w wymienionej zakładce był mile zaskakujący! Nie wiedziałam, że jest tu tyle fanek Kamila i niezmiernie mnie to cieszy! Mam nadzieję, że zostawicie po sobie ślad również pod tym prologiem.


PS Do LGP tylko 119 dni ❤